O czym szumią szydłowskie śliwy…
I wcale nieprzypadkowo od zbója zaczynam, bo to on dał początek miastu, które z roku na rok coraz bardziej zachwyca, a turyści ciągną tu niczym pszczoły do pyłków kwiatowych. Niech no tylko śliwy zakwitną…
Zbój ów chciwy na pieniądz był, oko sokole z najdalszej odległości wypatrzyło kupieckie karawany, te zaś najchętniej omijałyby trakt handlowy właśnie ze względu na złą sławę, jaką się cieszył nasz bohater. Nie zawsze się jednak dało.
I rabował Szydło wszystko, co mu się na leśny dukt napatoczyło, czasem kupca oszczędził, czasem nie, czasem jakąś białogłowę z wozu porwał i karmiąc ją słodką śliwką, miłość dozgonną obiecywał. Rzec bowiem trzeba, że pod krzaczastymi brwiami zbója błyszczały piękne, błękitne oczy, czarny zarost krył krzywy uśmiech obiecujący dużo, a nawet więcej, a pod zgrzebną koszulą biło gorące i romantyczne serce…
Sporo kosztowności krył zbój w jaskiniach, ale częścią z nich ozdabiał kobiece szyje, a potem całował ust korale, dopóki się nie znudził.
Zdarzyło się, że zbójecka banda napadła na królewski orszak. Walka była wyrównana, z przewagą jednak zbójecką, władca widząc, że niedobrze się dzieje, klęknął na pobliskim wzgórzu i modły do opatrzności wzniósł. Obiecał, że jeśli dobry Bóg da mu zwycięstwo, w miejscu w którym klęczy – kościół dziękczynny pobuduje. Wysłuchał Bóg królewskiej modlitwy, kamratów zbója Szydło wybito, a sam zbój, żeby życie ocalić, wskazał królowi jaskinię ze skarbami. Król za kosztowności kościół wybudował, osadę założył i od imienia zbója Szydłowem nazwał.
Nie wiem, co się stało ze zbójem Szydło, ale lubię wierzyć, że jedną ze zgłuszonych przez siebie panien za żonę pojął i do dziś po mieście zbójeccy potomkowie chodzą.
Tyle legenda, oddajmy jednak głos faktom.
Miasto jest jednym z najstarszych na polskiej ziemi, na skalnym zboczu malowniczo położone, od wieków strzegą go wody rzeki Ciekącej i kamienna wstęga muru. Prawa miejskie nada osadzie król Władysław Łokietek, ale to król Kazimierz Wielki będzie najważniejszym dla grodu władcą. Otoczy on miasto grubymi murami z wyniosłymi bramami, z cegły i wapienia wybuduje zamek z basztą, który połączy tę fortyfikację w jedną całość. Zamek ów to gotyk w czystej postaci, posiadał dwie kondygnacje z najbardziej reprezentacyjną Salą Rycerską, najokazalszym jednak obiektem pozostał tzw. Dom Główny położony w południowej części dziedzińca.
Gore! – Wielokrotnie w kontekście zamku krzyczano. Płonęła bowiem ta imponująca budowla kilkukrotnie i za każdym razem odbudowy zyskiwała inny rys. Dla pradawnych murów, w których więziony był buntowniczy brat Jagiełły – Świdrygiełło, nie miały szacunku ani wojska, które domagając się zaległego żołdu obróciły go w ruinę, ani Szwedzi, ani wojska napoleońskie, które w tychże szacownych wielce wnętrzach urządziły sobie wozownie i stajnie. Dopiero lata 20 XX wieku i potem powojenne przyniosły lepszą passę do Szydłowa, rozpoczęto między innymi rekonstrukcję murów miejskich. Z nimi zaś wiąże się pewna ciekawostka, bo otóż w 1822 roku władze miejskie wystawiły owe mury na sprzedaż, cena wynosiła 1867 zł i 36 groszy. Na szczęście sprzedać kamiennej wstęgi się nie udało, przez kilkanaście miesięcy nie znalazł się żaden chętny i tym samym średniowieczne mury cieszą nasze oczy do dziś. Nie tylko zresztą oczy, bo stare kamienie potrafią się rozgadać, ale tylko wtedy, gdy znajdzie się ten, co słuchać umie.
Do miasta wchodzimy Bramą Krakowską, która strzegła Szydłowa od strony południowego traktu. Wystarczy odrobina wyobraźni, by usłyszeć tętent końskich kopyt i chrzęst zbroi rycerstwa wracających z podbojów.
Szydłów kościołami stoi, a każdy z nich na bazie niecnego czynu powstał. Pierwszy, o którym nieco później, to ten od zbója Szydło, drugi zaś – pod wezwaniem Świętego Władysława – zbudowany został z fundacji Kazimierza Wielkiego, który mało moralnie się prowadził (tak nieco uogólniając).
Lubił Kazimierz kobiety i wcale się z tym nie krył. Za obłożenie ekskomuniką najpierw jednego z duchownych zabił, a potem się ukorzył i na znak pokuty sześć kościołów wystawić kazał, w tym między innymi w Szydłowie właśnie.
Jest to najstarszy murowany kościół, bo z 1355 roku, odbudowany po zniszczeniach wojennych, zachował pierwotne sklepienie. Koniecznie zajrzeć do świątyni należy, furty wejściowej na kościelny teren strzeże zadumany Frasobliwy.
Drugi kościół – ten od zbója – to miejsce wyjątkowe i lepiej się o nim mówi niż pisze. Otoczony murem cmentarnym, na terenie którego ustawione są drewniane rzeźby dwunastu apostołów i Pana Jezusa, ma charakter wybitnie obronny. Poza tym mimowolnie skłania do refleksji. Tu niemal od razu słychać szept historii. Ale to, co najpiękniejsze skryte jest w środku świątynki – cudne bowiem malowidła zdobią ściany kościółka.
Szydłów jest miastem niezwykłym, ale nigdy do wielkości i sławy Krakowa czy Warszawy nie doszedł. Ma mieć to związek z klątwą Esterki – ukochanej Kazimierza Wielkiego. A było to tak…
Przybył tu niegdyś Kazimierz Wielki z panią swego serca Esterką. Gdy mieszkańcy dary znosili i z radością króla witali, ten z dumą patrzył na miasto, które murami otoczyć kazał. Chmurzyło się tylko oblicze królewskie, gdy na ukochaną spoglądał, Esterka bowiem nosek marszczyła i przytulać się do króla nie chciała. Zainteresował się zatem król, co też na sercu damie ciężarem leży. A ciążył dziewczynie fakt, że w mieście pięknym i gościnnym, jej bracia w wierze domu modlitwy nie mieli.
Sposępniał Kazimierz, bo rację Estera miała, i starozakonnym synagogę obiecał wystawić. Miał powrócić za czas jakiś i wtedy też synagoga na Esterkę miała oczekiwać. Stało się zatem wedle królewskiego życzenia, synagoga stanęła piękna, bogata i… niestety wyższa aniżeli sąsiadujący z nią kościół Świętego Władysława Złapali się budowniczowie za głowy i po szybkich naradach krokwie połamali i dach bożnicy obniżyli.
Gdy się królowi przyznali, ten pochwalił za pomysł, ale nie przewidział, że Esterce wcale się to nie spodoba. Zawrzała krew w porywczej kruczowłosej, gniew ją ogarnął i za nic nie dała się udobruchać. Wzburzona przemierzała zamkowe komnaty, pakować kufry kazała i na odchodne, wsiadając do powozu rzuciła klątwę na Szydłów.
– Niechaj nigdy to miasto krnąbrne do wielkości nie dojdzie…
Trzasnęły drzwiczki karety, smagnął stangret konie, ruszyła królewska kochanka w stronę Krakowa tudzież Kazimierza Dolnego, skąd pochodzić miała. I tyle ją Szydłów widział.
Czy spełniła się klątwa Estery? Biorąc pod uwagę fakt, że dziś sporo się w Szydłowie dzieje, można mniemać, że może Kazimierz Wielki jakoś ją udobruchał. A dzieje się sporo, jedną z flagowych imprez jest Nocne Zwiedzanie Szydłowa. W programie zwiedzanie miasta z przewodnikiem, z pochodniami, niespodzianką i nocnym wejściem do synagogi, kościółka Wszystkich Świętych oraz zamku, gdzie miejsce ma “nocna sesja foto na królewskim tronie”. Czy warto? Nie pytajcie tylko Szydłów planujcie i korzystajcie z atrakcji.
Przewodnicy są tam świetni, znam osobiście i rekomenduję gorąco.
Przypominam, że najlepiej zwiedza się będąc najedzonym, a do tego polecają się szydłowskie śliwy. Smakosze mają do wyboru śliwkę w czekoladzie, śliwkę w kawie, korzenne śliwkowe konfitury, śliwowicę i likier śliwkowy, śliwki świeże i suszone… wszystkiego pod dostatkiem, a nawet z naddatkiem – stąd szydłowskie śliwy
Aneta Marciniak
Zapraszam do zapoznania się z moją ofertą – Kliknij tutaj
Szydłowskie śliwy – zwiedzanie Szydłowa