
Bałtowski pałac czyli przerwany sen księcia
Cóż może powiedzieć miejsce opuszczone nawet przez słowa… ? Może tylko tyle, że też miało swoje marzenia i cieszyło się, że było tym, o czym śniły pokolenia… Dziś hula tu wiatr i tylko gdzieniegdzie, jakby przypadkiem, zaskrzypią drzwi ruszone ręką hrabiny, a smuga światła padnie na zdobne sztukaterie. Może, gdy zapadnie zmrok, znów zjadą się tu goście z okolicznych włości, zarżą konie, zaszeleszczą suknie, zabrzmi muzyka…
Boże! Ci wszyscy, którzy tu bywają, czego nam życzą, niechaj sami mają. Taki napis witał gości, którzy przekraczali próg pałacu Druckich – Lubeckich w Bałtowie. 36 pokoi, sala balowa, duża biblioteka i kancelaria księcia Aleksandra – oto miejsca, w którym jeszcze nie tak dawno tętniło życie.
Ogromny salon aż się prosi o stół i krzesła, kominek zaś o blask ognia łagodnie tańczący po ścianach. Dwuskrzydłowe, misternie rzeźbione drzwi z solidnymi okuciami wciąż śnią sen o minionych balach i rautach. Opustoszała sypialnia hrabiny zionie chłodem mokrego muru… Tylko czasem zatańczy tu i ówdzie różowozłoty blask słońca, któremu przypomną się bogato zdobione podłogi…
Trzeba naprawdę ogromnej wyobraźni, by zobaczyć w tym miejscu coś więcej niż tylko rozpacz. Pomagają w tym świetnie zachowane zmyślne kolumny, bogato zdobione gzymsy, kroksztyny i framugi. Wzrok przyciągają okna mansardowe, cudowne balustrady – te ostatnie na zewnętrznej fasadzie pałacu.
A wewnątrz…
Na ścianach bałtowski pałac nadal nosi ślady po ogromnych kryształowych lustrach. Ostały się kominkowe kolumny i przepiękne półokrągłe drzwi na parterze. Niewiele potrzeba, by zobaczyć eleganckiego i zimnego jak sopel lodu kamerdynera, jak je otwiera i w lekkim ukłonie wita gości.
Po wyposażeniu pałacu Druckich – Lubeckich nie pozostało już nic. Cenne sprzęty, makiety, gobeliny, starożytne zbroje i portrety rozkradli Niemcy, a w sierpniu 1944 roku wyrzucili stąd książęcą rodzinę i w pałacowych wnętrzach zakwaterowali 300 osobowy batalion. Opuszczony przez gospodarzy pałac został całkowicie splądrowany, spłonęła część biblioteki, zaginęło również archiwum rodowe.
Dzieła zniszczenia dopełnili żołnierze sowieccy, którzy ulokowali się tu w styczniu 1945 r., ich rozrywką stało się strzelanie do luster i rzeźb. W połowie 1945 roku pałac wraz z dobrami bałtowskimi przejęło państwo. W rezydencji urządzono składnicę mienia podworskiego, potem przez kilka miesięcy był tu posterunek Milicji Obywatelskiej. Dodajmy do tego dwuletnią Żeńską Szkołę Gospodarstwa Wiejskiego, Szkołę Rolniczą, Szkołę Praktyków i Specjalistów i Państwowe Liceum Rolnicze i nie dziwi wcale, że pałac pałacem jest tylko z nazwy.
Co czuje duch księcia, gdy patrzy na swoje włości?
W połowie lat osiemdziesiątych pałac Lubeckich opustoszał. Przez szereg lat użytkowany niezgodnie z przeznaczeniem, pozbawiony należytej opieki oraz konserwacji, powoli lecz nieuchronnie podupadał i niszczał.
Z pałacu przepiękny roztacza się widok na ścielące się u stóp góry, lasy, łąki i rzekę Kamienną, na cienistą lipową aleję, w końcu której stoi starożytna brama. Wysoka, wjazdowa postawiona przez Małachowskich – pisał ksiądz Jan Wiśniewski i tak też jest do dziś. To niezwykłe i magiczne miejsce, które liczy, że zapisze się chociaż w pamięci turystów.
Bałtowski Pałac zbudowany został na planie prostokąta i pierwotnie posiadał trzy piętra, inspiracji do jego budowy książę Aleksander szukał we Włoszech, dokąd też zabrał budowniczego. I wzniósł w Bałtowie okazałą rezydencję w stylu modnego wówczas eklektyzmu, godną książęcego rodu, stała się ona na dwa pokolenia gniazdem i siedzibą rodową. Zaprojektował ją architekt Zygmunt Hendel.
Trzecie piętro istniało do 1913 roku – aż do pożaru, który wybuchł podczas trwania balu myśliwsko- sylwestrowego. Od strony podjazdu pałac zdobi portykowy ganek, do 2007 roku wejścia do pałacu pilnowały kamienne lwy – dziś nie ma po nich śladu. Być może zdobią czyjś ogródek…
Pałac otacza park.
Kiedyś kipiący kolorem i życiem traw i krzewów, być może był także królestwem pawi, dziś nieco straszy powalonymi pniami drzew i zmurszałymi głazami. Park ów założeniem sięga XVII wieku, przekomponowany zaś zostaje w poł. XIX w. i ostatecznie w 1900 r. Czytelny do dziś pozostaje zamysł z układem alejek spacerowych, tarasowo schodzących ku Dolinie Kamiennej. Wśród tych wszystkich lip, jesionów, dębów i kasztanowców pochowany jest Cyklop, ukochany koń Aleksandra Druckiego – Lubeckiego.
Słyszycie ten tętent kopyt po zielonej murawie? Koń jest gotów do jazdy… jeszcze tylko niech Jaśnie Pan wyjdzie z pałacu…
Jest i dworska sadzawka. Żałobnie marszy się tafla wody, gdy rozproszą ją bydlęce kopyta szkockich krów. Jeszcze nie tak dawno unosił się nad nią figlarny śmiech panienek Druckich – Lubeckich. Kilkadziesiąt metrów od pałacu, tuż nad sadzawką, zachowały się ruiny kaplicy wzniesionej w 1786 r., prawdopodobnie w miejscu spalonego modrzewiowego kościoła. Kaplica przegląda się w wodzie z takim samym niedowierzaniem, jak stara kobieta w lustrze.
Dziś towarzyszy jej jedynie ruda wiewiórka, która w konarach drzew okalających kaplicę znalazła swój dom.
Na rodowe włości wróciła jedna z książęcych córek – jej prochy w malutkiej symbolicznej mogile znajdziemy na tyłach świątynki. W ołtarzu głównym wciąż jest ślad krucyfiksu, wciąż wyraźne są namalowane nieznaną dłonią budynki Jerozolimy. W kopule zaś pitagorejska gwiazda.
Na miejscowym cmentarzu, położonym obok kościoła leżącego u stóp pałacowego wzgórza, znajdziemy wymurowaną w 1914 r. kaplicę, w której spoczęli Maria i Aleksander Druccy – Lubeccy.
Na przypałacowym terenie zachowały się, użytkowane do dziś, zabudowania gospodarcze: dwa domy dla robotników z roku 1900, stróżówka z 1914, budynek inwentarski z lat 1925-26 oraz stacja transformatorowa i budynek studni głębinowej z turbiną z roku 1925.
Nie ma dziś tamtego pałacu, nie ma księcia, jego żony i dzieci. Nie ma już na naszej świętokrzyskiej ziemi rodu, który nie sięgał po wyjątkowe honory i zaszczyty. Bałtowianie i ćmielowianie wciąż pamiętają, że w czasie wojny książęca rodzina ukrywała żydowskie dzieci, pomagała żołnierzom AK i podziemia, gościła wielu wysiedleńców z Wielkopolski.
Będąc w Bałtowie przy okazji dinozaurów i innych rozrywek warto i do pałacu zajrzeć na chwilę… Opiekuje się tym miejscem pewien dobry duch, który ma czas, ma chęci i jeśli tylko ładnie poprosicie to szepnie coś o tym i owym.
Aneta Marciniak
Bałtowski pałac
Zapraszam do zapoznania się z moją ofertą – Kliknij tutaj